Jak Polacy przemycali złoto do Indii
W ostatnich dwóch dekadach ubiegłego wieku funkcjonowała w Azji polska społeczność młodych ludzi zajmujących się przemytem sprzętu elektronicznego i złota do Indii. Nieprzeciętna kreatywność i solidarność Polaków zapewniła im sukces finansowy a jednocześnie była wielką przygodą i szkołą życia. Jest to historia godna filmu na platformie Netflix.
Rząd Indii podejmuje od wielu lat działania w celu uregulowania rynku złota. Aby uniknąć nadmiernego wypływu z kraju twardej waluty i poprawy bilansu płatniczego wprowadzane są wysokie cła. Na rynku złota powstaje nierównowaga, co sprzyja rozwojowi nielegalnego przywozu kruszcu. Chętnych do podjęcia ryzyka nie brakuje, bowiem na przemycie złota można sporo zarobić.
Wprowadzenie przez rząd Indii wysokich podatków na import złota w latach 70. zachęciło wielu śmiałków do przemytu kruszcu, który w następnych latach przybrał duże rozmiary. Niemały udział w przemycie złota do Indii mieli wówczas Polacy. Zorganizowane grupy polskich przemytników – tzw. „przewalaczy”, jak sami siebie nazywali – działały w Azji w latach 1984-1994. Była to wspólnota młodych mężczyzn i kobiet - kreatywnych, wykształconych, inteligentnych, którzy marzyli o lepszym życiu niż oferowała PRL. Przemyt był dla nich sposobem na zarobienie pieniędzy na dom, mieszkanie, samochód, uruchomienie biznesu i zapewnienie sobie życiowego startu po powrocie do kraju. Polska społeczność była solidarna i w trudnych sytuacjach, jakich nie brakowało, wzajemnie się wspomagała organizując fundusze na prawników lub zapłatę kaucji za uwolnienie zatrzymanych towarzyszy. Nasi rodacy przebywali w kilku krajach a nie było wówczas telefonów komórkowych, stąd wielkie uznanie dla organizacji takich przedsięwzięć.
Historię polskiej społeczności skupionej w Indiach, zajmującej się w latach 80. i 90. ubiegłego wieku przemytem elektroniki i złota z Singapuru, opisał Cezary Borowy w książce "Spowiedź Hana Solo. Byłem przemytnikiem w Indiach". Zaczynali od przemytu sprzętu elektronicznego, m.in. magnetowidów i kamer wideo. Później przestawili się na złoto, ponieważ można było znacznie więcej zarobić, co jednak wiązało się z większym ryzykiem. O ile konsekwencją nielegalnego wwozu elektroniki do Indii była kara pieniężna lub konfiskata towaru to za złoto groziło wieloletnie więzienie. Bez pomocy z zewnątrz biały człowiek w panujących tam warunkach mógł stracić zdrowie a nawet życie.
Borowy szacuje, że przez 10 lat w przemyt elektroniki i złota do Indii było zaangażowanych 100-200 Polaków, którzy mogli przewieźć do Indii nawet 7 ton złota. Podczas jednego lotu przemytnik miał przy sobie zazwyczaj 5-7 kg złota.
Jak radzono sobie z celnikami? Na lotnisku sztabkę złota połączoną z magnesem podpinano do spodu żelaznego wózka lotniskowego. Kontrolerzy nie interesowali się wózkiem tylko sprawdzali bagaż. Udawało się również przemycać złoto w podeszwach butów, ponieważ nie było wówczas czujników metalu w podłodze. Inni umieszczali małe kosteczki złota w kamerach wideo w miejscu na baterie. Ten sposób przemytu opisał Cezary Borowy w książce "Przemytniczki złotych kości". Przedstawiona jest tam historia młodych Polek trudniących się przemytem. Złoto owijano również w kalki techniczne aby nie widziały go prześwietlarki. Bardziej wyrafinowanym sposobem było przewożenie chemicznie przetworzonego złota, którego nie wykrywały czujniki metalu. Opracowano też metody wywozu walut z Indii potrzebnych na zakupy w Singapurze, np. umieszczając rulon banknotów w pojemniku na piankę do golenia.
Hinduskie służby z czasem poznały metody działania Polaków, więc miały specjalne baczenie na osoby z paszportem PRL. Dochodziło więc do wpadek. Głośnym echem w Indiach a także w polskiej prasie odbiło się zatrzymanie we wrześniu 1989 roku na dworcu kolejowym w New Delhi 15 Polaków, w tym dwoje na „lewych” paszportach. Wówczas przez kilka dni organizowano obławy na Polaków przyjeżdżających pociągami z Kabulu do New Delhi. Skonfiskowano razem 23 kg złota i 9 kamer wideo. Oficerowie specjalnych służb do walki z przemytem (Directorate of Revenue Intelligence „DRI”) byli silnie zmotywowani premiami od wartości skonfiskowanego towaru. Z dumą pokazywali na konferencji prasowej sztabki złota odebrane Polakom.
Zatrzymani trafili do więzienia, w którym mogli spędzić nawet 5 lat. Jednak solidarni koledzy zebrali fundusze na pomoc prawną i uwolnienie uwięzionych. Mimo tego polscy przemytnicy złota nie odpuścili. Zmodyfikowano metody działania i poprawiono logistykę, po czym kontynuowano przemyt zmienionymi trasami. W połowie lat 90. Polscy przemytnicy zaprzestali działalności w Indiach, powrócili do kraju i zaczęli budować swoją przyszłość w nowej rzeczywistości.
Przemyt złota do Indii nie ustał do dziś, ze względu na wysokie cła importowe. Co kilka dni jest udaremniona próba nielegalnego przywozu złota. W rzeczywistości przemyt jest nieporównywalnie większy. Hindusi kochają złoto i urzędowe zakazy nie odbiorą im chęci cieszenia się królewskim metalem.
Uwaga: Intencją tego artykułu nie jest zachęcanie do zajmowania się przemytem lecz pokazanie zjawiska, jakie miało miejsce po wprowadzeniu przez rząd Indii restrykcyjnego prawa celnego. Przypominam, że przemyt jest traktowany w każdym kraju jako przestępstwo i podlega sankcjom karnym.
Jan Mazurek